Punkiem jest się zawsze. Tokim być w szkole? - zapytuje podczas szkolnej przerwy na papierosa Sid. Strzelisty włos, kilka kolczyków w twarzy, kurtka typu ramoneska z łańcuchami, spodnie skropione płynem Domestos oraz glany. Tkwi w tym pytaniu, jak iw wyglądzie Sida, dylemat zasadniczy: czy szkoła ma formatować człowieka pod normy społeczne, czy też przygotowywać do swobodnej ekspresji? AGNIESZKA NIEZGODA FOTOGRAFIE GRZEGORZ PRESS, LESZEK ZYCH ˇ orma I nor Ola Ignaciuk, Julia Przedpełska i Marta Jaśkowiak. Przebierają się w szkole, bo głupio po lekcjach iśćw mundurku do Coffee Heaven. PIlIlIlA nr 14 (2549), 8 kwietnia 2006 117 ˇ Karol Czerniakiewicz. Punkowiec, acz z rysem indywidualnym. Wygląda kolorowo jak icała jego szkoła. G imnazjum i liceum w podwarszawskim Aninie, powszechnie znane jako Kąt, stawia na ekspresję. Wśród pokrytych kolorowym graffiti ścian niespiesznym krokiem wracają z papierosa uczniowie. Prezentują przegląd stylów i mód, jak również całkowicie osobistych koncepcji. Włosy w barwach tęczy albo łysiny skryte pod kapturami. Czarne ćwiekowane skóry, arafatki, łańcuchy. Spodnie wiszące w kroku i sportowe bluzy. Kuse mini, podpępkowe spodnie, nadpępkowe jaskrawe topy. Albo: rozchełstana koszula, rozmemłane trampki, sportowa kurtka plus krawat. Gdyż w Kącie, szkole dla młodzieży skomplikowanej emocjonalnie, uczniowie mają zupełnie inny problem z wyglądem niż ci w masowych placówkach. Tutaj pewien kłopot jest z tym, co zrobić, aby z barwnej plejady czymkolwiek się wyróżnić. 118 Punk's not dead - Lubię zwracać na siebie uwagę, podkreślać sioojq indywidualność - klaruje Sid, licealny pierwszoklasista. -l z tym akurat to było łatwiej w gimnazjum. Dwóch nas punków było, a reszta masowa. A tu każdy się jakoś wyróżnia. Sid powiada, że być punkiem, to znaczy nienawidzić nazioli. To znaczy skinheadów. Jak również słuchać zespołu Armia i być za wolnością. Kreśląc perspektywę na przyszłość Sid dostrzega ewentualność kompromisów. Wpracy doraźnej, wakacyjnej może pozostać wierny swojej estetyce. Co do dorosłej przyszłości Sidnie ma takiej pewności: - Może zmienię fryzurę. Ale w środku, psychicznie, na zawsze pozostanę punkiem. - Dzieciaki mamy klimatyczne - stwierdza Łukasz Ługowski,dyrektor szkoły czyteż, jak zwracają się do niego klimatyczne dzieciaki, Łukasz (tak też widnieje na tabliczce na POLllYlA nr 14 (2549), 8 kwietnia 2006 drzwiach dyrektorskiego gabinetu). Dla człowieka skorego do buntu przyjście do tej szkoły jest pewnym szokiem. Łukaszwyjaśnia:wcześniej wystarczał bylekolorowy szalik.WKącie nosić sięmożna dowolnie.Więcniektórzy popadają w kontrbunt. JakArtur,który przez pewien czas paradował po Kącie w garniturze niczym w biznesowej korporacji. Z kolei Piotrek uderzył w pewne ekstremum. Pod kolczyk poszły u niego uszy, wargi, brwi, reszta twarzy i znów uszy, mocniej jeszcze dociążone, aż wreszcie język wysadzany kolejnymi ćwiekami. To bodaj jedyny przykład, kiedy wygląd ucznia trafił pod obrady ciała pedagogicznego w Kącie. Dyskusja toczyła się wokół granic wolności człowieka. Czy tą granicą jest deformacja ciała? Amoże nabyta poprzez nadmierne kolczykowanie języka wada wymowy? Wygrała wolność jednostki. Nawet do samo- okaleczania. Agata Retke i Piotr PodeIski (u dołu). W podwarszawskim Kącie styl nad- i podpępkowy uchodzi, ale wyćwiekowane brwi ijęzyk Piotrka trafiły pod obrady ciała pedagogicznego. POUIYKA nr 14 (2549), 8 kwietnia 2006 Nijaki wygląd, nijaka osobowość W gimnazjum i liceum przy Bednarskiej - jednej z warszawskich szkół społecznych o wizerunku elitarnym intelektualnie, demokratycznym organizacyjnie oraz snobistycznym towarzysko - wygląd uczniów łączy niekiedy te trzy elementy. Wewnątrz spowitych starówkową patyną murów tętni kolorowe życie. Kolorowe są sale, kolorowi uczniowie. Kolorowo wygląda Karol - punkowiec, acz z rysem indywidualnym. W glanach, koszulce w paski, marynarce wysadzanej znaczkami, rogowych okularach oraz kaszkiecie w pepitkę. Na rękach Karola widnieją równie eklektyczne tatuaże. Na ramieniu: panorama Warszawy w sercu z piszczelami. Na drugim: Sherlock Holmes. a kostce: czaszka. Ajutro Karol pójdzie dorobić dwie niesymetryczne gwiazdy. - Bardzo zwracam uwagę na wygląd - tłumaczy. Nijaki, przeciętny wygląd świadczy o takiej samej osobowości. A człowiek ciekawy wygląda ciekawie. Ów walor nie przekłada się jednak w opinii Karola na wyniki w nauce. Chyba żeby przyjąć, że się przekłada na zasadzie kontry. Interesujący człowiek bowiem do nauki się nie ogranicza. Jak Karol, który prócz tego, że jest uczniem, jest też punkowym didżejem, w klubie Aurora grywa "Tango szemrane" - cykliczną imprezę tematyczną, inspirowaną warszawskim folkiern. Stąd też kaszkiet w pepitkę - z miłości do szemranej starej Warszawy. Do Grzesiuka, Kapeli Czerniakowskiej, Tyrmanda i Hłaski. Na równi z miłością do punk rocka oraz muzyki ska. Ideologia subkulturowa, filozofia życiowa?zasępia się Karol. Nihilizm? Bunt?Anarchia? Nie bardzo. Bardziej muzyka oraz zabawa. Przyszłość przed Karolem jeszcze nieznana, ale na pewno humanistyczna. Ubiór, jak sądzi, przykroi nieco pod normy, jeśli będzie tego wymagała praca. Ale nie przykroi do końca. Bo jeśliby poszło na przykład o marynarkę, to w imię obrony wolności da się wywalić z pracy. Tak przynajmniej mówi Karol dzisiaj. Ciało pedagogiczne Bednarskiej też rozważało rzecz stroju. Uznano, iż wygląd powinien wpisywać się w normy ogólne pożycia szkolnego, w obowiązujący tu program "Zero tolerancji" dla narkotyków, używek, agresji słownej i fizycznej, faszyzmu. Granicawolności ekspresji jednostki kończy się na wolności drugiej jednostki, stwierdzono. Jeśliktoś manifestuje strojem agresję, na przykład poprzez treści wulgarne, pornograficzne, narusza prawa innych. Podobnie, jeśliby przyszedł wyzywająco roznegliżowany. Ale już nadruk z listkami marihuany na koszulce uchodzi. Od walki z narkotykami są bowiem antynarkotykowe zajęcia. - Długo na ten temat rozmawialiśmy - opowiada Kuba Mikoszewski, wychowawca i nauczyciel biologii w gimnazjum, absolwent szkoły. - Cozrobić, jeśli nastolatka przychodzi z mocnym makijażem, co nam, nauczycielom, się nie podoba? Uznaliśmy, ~ 119 ~~~~y----------------------~ że jest to jednak sfera prywatna. Więc dredy - tak. Ale jeśli ktoś by się zapuścił i te dredy by mu śmierdziały, to można uznać, że narusza prawo innych do czystości. Dylemat powstał jakiś czas temu, gdy dwaj uczniowie przychodzili do tolerancyjnej Bednarskiej ogoleni na łyso, w śnieżnobiałych koszulkach, w prasowanych w kant czarnych spodniach na szelkach iwypolerowanych glanach. Ale, choć podejrzewani o światopogląd skinowski, nigdy nie dali wyrazu agresji. Toteż nie można się było przyczepić do samego ubioru - kodu subkultury faszyzującej. Mundurek nie pasuje do Coffee Heaven W prywatnym gimnazjum i liceum Sióstr Nazaretanek w Warszawie od progu czuć pewną sterylność. Lśnią wylakierowane dębowe parkiety, ani jednego na nich pyłku, cisza wypełnia sędziwe mury. W poniedziałkowy poranek uczennice bezszelestnie mkną na lekcje. W obcisłych dżinsach biodrówkach, kusych kurtkachprzedpępkach w modnych kolorach, jedna po drugiej znikają w szatni. Wychodzą z niej odmienione, w granatowych swetrach albo żakietach (to w klasie z maturą międzynarodową), białych koszulkach, spódnicach do kolan w szkocką kratkę, czarnych trzewikach. Znać ducha tradycji sięgającej 1918r. W gablotach na parterze z przedwojennych fotografii w sepii uśmiechają się nienagannie ufryzowane panienki w mundurkach. - Przebieramy się w szkole, bo głupio by było iść po lekcjach do Coffee Heaven w mundurku - tłumaczą pierwszoklasistki Julia, Ola i Marta. Ola, miłośniczka baletu, muzyki poważnej oraz klasycznego stroju bez udziwnień, podaje przykład Anglii. gdzie uczyła się przez rok. Tam mundurek był na porządku dziennym. Marta, fanka futbolu, prywatnie woli strój sportowy: bojówki, bluzę, buty skejtowskie. Mundurek w postaci bluzy marynarskiej miała też w poznańskim gimnazjum. Mundurki coraz częściej pojawiają się w szkołach prywatnych. Niekiedy z inicjatywy rodziców, którzy chcą w ten sposób - nieco snobistycznie - podkreślić elitarność fundowanej dzieciom edukacji. Marcie w każdym razie, jak wspomina, gimnazjalny mundurek wadził. Licealny już nie. Dziewczyny od nazaretanek jednym niemal głosem argumentują: mundurek uczy ogłady. Jak chodzić i siadać ładnie w spódnicy. Już nie wyobrażają sobie, by pójść do teatru w spodniach. Stonowana kolorystyka nie rozprasza nauczycieli, sprzyja skupieniu. Mundurek jest zatem wyrazem szacunku dla pracy nauczycieli. o i sprawa metek. Dzięki mundurkom nikt nikomu nie zagląda w kołnierz. - W przyszłości i tak będę musiała wejść w spódnicę i żakiet, bo takie są wymagania w pracy - prognozuje Marta. - Po tym, czy człowiek potrafi się dopasować do sytuacji, poznaje się jego wychowanie i klasę. 120 Przykrojeni pod butik i bazar a spotkanie warszawskiej młodzieży anarchizującej prowadzą przez śródmiejskie podwórko odręcznie sporządzone kierunkowskazy. W sobotnie popołudnie w piwnicznym klubie Czarna Emilka rozpoczyna się wykład. Temat: szkolnictwo wolnościowe. Wykładowczyni - Kasia, nauczycielka anarchistka. Zgromadzeni uczniowie w większości przyodziani są w czerń, gdzieniegdzie irokez na głowie, gdzieniegdzie dredy, gdzieniegdzie kolczyki w wargach i nosach. Na początek idą sprawy organizacyjne: kto ma farbę w sprayu do sprzedania? Akto ma szablony? W piwnicy unosi się duch konspiracji iwalki o sprawę. PDlImA nr 14 (2549), 8 kwietnia 2006 Karolina Bojanowska i Stanisław Bogusławski (u do/u). Dredy iwięcej niż dwa synte- l tyczne kolczyki nie leżą w kręgu kultury europejskiej, powiadają niektórzy urzędnicy. Po wykładzie wywiązuje się dyskusja. Stawiana jest sprawa zasadnicza: czy w ogóle powinien obowiązywać przymus nauki w narzuconym przez państwo systemie? Dyskusja wzbija się w abstrakcyjne przestworza. Młodzież anarchizująca sprowadzona na ziemię pytaniami o rzeczywistość szkolną sypie przykładami piętnowania uczniów w gimnazjach i ogólniakach. Irokez bywa powodem do dyrektorskich drwin na forum szkoły. Przez kolczyk w wardze nie można reprezentować szkoły na wyjazdach międzyszkolnych. Wzywani i przepytywani są rodzice. Wielkomiejscybuntownicy mają problemy z ubiorem niejako na własne życzenie. Większość polskiej młodzieży z prowincjonalnych szkół ma je z musu. Chodzą w tym, na co ich stać, czyli przykrojeni pod butik i bazar. Atam dziewczętom oferuje się image pastelowej lolity, a chłopcom - dziwną mieszankę ni to sportowca, ni to dresiarza, ni to hiphopowca. Spór szkolny toczy się więc wokół narzuconych przez tę straganową modę prowokujących rozwiązań: poodsłanianych pępków, dekoltów. - Zdarzało mi się odsyłać uczennice do domu - opowiada Piotr Warchlewski. dyrektor liceum w Zduńskiej Woli. - Mówiłem dziewczynom, żeby mnie nie molestowały seksualnie. Ale one tłumaczyły: Panie dyrektorze, innych rzeczy w handlu nie ma! O dredy, o pępek, o makijaż-szkolna wojna prawdopodobnie nigdy się nie skończy. Bo izawsze w szkole o coś walczono. O długość włosów, pomalowane paznokcie, kolorowe kapcie. Zwykle ostateczną wyrocznią jest, jak i był, dyrektor, który ma prawo interpretować szkolny statut - w niemal każdym znajduje się sformułowanie o estetycznym, schludnym wyglądzie ucznia. PIlIlYU nr 14 (2549), 8 kwietnia 2006 - Żadnych makijaży, żadnych pazurków malowanych, żadnych obcasów - ze względów zdrowotnych, żadnych włosów farbowanych, choć tutaj - przyznam - w trzeciej klasie pozwalam na delikatne rozjaśnianie albo przyciemnianie, ale żadne fiolety ostre nie wchodzą w grę-wylicza Janusz Bąk, dyrektor XXI LO w Łodzi, z uśmiechem wspominając szaleństwo młodości, kiedy to sam jako licealista przyszedł na lekcje w nieprzepisowej marynarce koloru bordo. W rejonie łódzkim właśnie ostatnio rozgorzała dyskusja na łamach lokalnej prasy, a potem w ogólnopolskiej telewizji - jak można, a jak nie powinno się wyglądać w szkole. Szkolni urzędnicy dawali wytyczne: dredy i więcej niż dwa symetryczne kolczyki nie leżą w kręgu kultury europejskiej. Dyrektor Bąk tak uzasadnia ścisły regulamin: od malowanych paznokci krótka jest droga do prezerwatyw. Chodzi mu o erupcję wolnościowych żądań. U dyrektora Bąka zjawiła się już zresztą grupa chłopców z petycją, że oni by chcieli w szkole automat do prezerwatyw. Wydrwił chłopców, żartem pokonał tę bezczel ną prośbę: niech dadzą mu tydzień, a zorganizuje w szkole salę cichej miłości. Dredy i irokezy tylko na imprezy - Była w szkole pewna Ania, jedna z najlepszych uczennic, feministka, pozytywna osoba wyrobiona intelektualnie - wspomina dyrektor Bąk. - Ale miała dredy, to dałem termin. Taki, żeby włosy przez ferie zdążyły odrosnąć. Matka Ani szalała, na konwencje praw dziecka i swobody obywatelskie się powotywała. Ania w końcu ścięła, w chusteczce przychodziła, ślicznie uiyglqdała. Był również punk z irokezem. Bystry chłopak. Antyglebalista. Też dałem termin. Dostał się na filozofię, to teraz sobie filozofuje. A szkoła to szkoła. Szkoła uczy tego, co dorosłe życie. Że trzeba się podporządkować. Psycholog rozwojowy dr Barbara ArskaKaryłowska przytacza doświadczenie amerykańskie z miasta na Florydzie, w którym mieszkała. Wdrożono tam program: jeżeli nastolatek popełnił wykroczenie, łamiące kod ucznia, na sześć tygodni odsyłano go do alternatywnej szkoły. Obowiązywał w niej detaliczny regulamin zachowania, ale i wyglądu. Że koszula musi być z kołnierzykiem, wpuszczona w spodnie, te spodnie zapięte paskiem, a spódnica nie krótsza niż na dłoń ponad kolanem. - Poczqikotuo byłam przeciwna temu rozwiązaniu, że to takie tworzenie getta - opowiada dr Arska-Karyłowska, -Ale potem już nie. Okazało się, że uczniowie wracali z tamtej szkoty bardzo zadowoleni. Właśnie z tych precyzyjnych norm. I że warto ich przestrzegać. Mówili, że to pierwsze miejsce, w którym okazano im szacunek. Pytanie tylko, na ile te normy przy współczesnej modzie trafnie określają wartość człowieka? AGNIESZKA NIEZGODA FOTOGRAFIE: GRZEGORZ PRESS, LESZEK ZYCH 121