Jerzy Ficowski MÓJ NIEOCALONY Pamięci Brunona Schulza Tyle już lat na mojej antresoli z belek między sufitem a sienią ćmi światłość wiekuista na 25 watt zaciemniona pstrzynami much za barykadą makulatury On tam jest nakręca zegarek nie wygania pająków śpi Chyba już przetłumaczył wszystkie sęki jego cień nieruchomy tynkiem zarasta czasami nie ma go nawet po godzinie policyjnej bawi w Hajdarabadzie odmyka kolejne słoje wchodzi w drewno coraz drzewiej i drzewiej W niemalowaną deskę sen mój dzisiaj zapukał do niego Panie Brunonie już można niech pan schodzi A on czeka na niedoczekanie nie może słyszeć mojego snu on nikt trzeźwiejszy niż ktokolwiek wie że nie ma antresoli ani światłości ani mnie (Ptak poza ptakiem, 1968) Jerzy Ficowski MŮJ NEZACHRÁNĚNÝ Památce Bruna Schulze Už tolik let v mém mezaninu z trámoví mezi stropem a síní hoří věčné světlo o 25 wattech zatemněné roji much za papírovou barikádou Je tam on natahuje budík nevyhání pavouky spí Možná už přeložil všechny suky jeho nehybný stín vrůstá do zdi občas ani není po policejní hodině hraje v Hajdarabádu otevírá další sklenice dřevění stále dříve a dříve Na nemalovanou desku dnes zaťukal na něj můj sen Pane Bruno už můžete sejděte A on čeká na nedočkavost nemůže slyšet můj sen on nikdo střízlivější než kdokoli ví že neexistuje mezanin ani světlo ani já (Pták za ptákem, 1968) Jerzy Ficowski DROHOBYCZ 1920 Pamięci Brunona Schulza Na rynku w Drohobyczu pod szyldem Gorgoniusza Tobiaszka pod wieczór smukłe nogi szły pieczętując się herbem wysokich obcasów szły przed siebie i wzwyż czarnych pończoch przez łydki do wyniosłych podwiązek stał Bruno za węglem zmierzchu rzuconym spojrzeniem zaczepiał czarną pończochę puszczało oczko wschodziła kometa pończoszników ku niej merdając ogonami biegły zwierzęta zodiaku ugłaskane batem wonczas z czarnego łona księgi Zohar zrodził się kret czarnoziemnej magii podmiejski głęboko a Bruno kabalista na Floriańskiej ulicy karmił go z ręki i szeptał synu mój synu (Śmierć jednorożca, 1981) Jerzy Ficowski DROHOBYČ 1920 Památce Bruna Schulze Na náměstí v Drohobyči pod štítem Gorgoniáše Tobiáše šly v podvečer štíhlé nohy honosíce se erbem vysokých podpatků šly vpřed a nad černými punčochami přes lýtka do pyšných podvazků Bruno stál za uhlem soumraku vrženým pohledem zadržoval černou punčochu pustilo se oko zjevila se kometa cizáků vrtíc k ní ocasy běžela zvířata zvěrokruhu laskána bičem tehdy se z černého lůna knihy Zohar zrodil krtek černozemní magie hluboce periferní a kabalista Bruno na Floriánské ulici ho krmil z ruky a šeptal synu můj synu (Smrt jednorožce, 1981)