Wieczne klopoty jerzy Uszyňski Ten film do dzisiaj robi na mnie piorunuja.ce wraženie. Jest zbudowany bar-dziej jak utwór muzyczny z jego zmiennymi rytinami niž jak dzieio malarskie z jcgo konlcmplacyjnym bezruchem, czy utwór prozatorski z jego pogonia. za fabula, skrywajaca. sens. Królikiewicz proponuje oryginalny jezyk filmowy, uwol-niony w stopniu znacznie wiqkszym niž u innych twórców od regui zarówno narracji, jak i korapozycji plastycznej. Trudno sie oprzeé fascynacji, jaka. svzbu-dza caki eksperyment formálny. Zárazem film ten wprowadza mnie nadal w stan zaklopotania. Wzbudza ukryty lek. Dotyka mojcgo wstydu. Wkracza na obszary, których raczej unikamy, chroniac nasza. psycho-moralna. konstmkcjq przed raženiem gromu. Zárazem fa-scynuje. Fascynuje czymš niezrozumiarym, mroczna tajemnica - o nas samých -której može byšmy nigdy nie zgiebili. W zasadzie tak dziala chyba každé tabu: to, czemu nadajemy jednoczešme znak šwtetošci i znak przekleňstwa. Na wyloí Grzegorza Królikiewicza wywoiaio fale polemik prasowych. Pel-nometražowy dcbiut mlodego režysera, znanego z niestereotypowych pogladów na kino, wprawial w oslupienie. Zaskakiwala nie tyle forma utworu - teoretycz-na praca Królikiewicza Przestrzeň filmová poza kádrem, napísaná w roku 1968, lecz opublikowana w „Kinie" niebawem po premicrze, byla wystarczajacym alibi dla jego eksperymentów formálnych - ile jego „amoralnošc". Zupetna prze-zroczystošč, obojqtnoáč ideowa i ideologiczna, brak jakiegokolwiek osa_du. A osad taki wydawalby siq przeciež niezbqdny w filmie opowíadajacym o be-stialskiej zbrodni. Konstemacja byla zupema, choč - przegladajac staře czasopisma - odnosi sie wraženie, že wszyscy, bez wyjatku, ulegli mrocznej fascynacji, niezwyklej sile sugestii. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy filmu podšwiadomie mu-sieli odczuč, že znaležli sie. na obszarze dzialania sil tak potežnych, pierwot-nych, pradawnych, že wszelkie okre š lenia moraine i filozoficzne zabrzmia. pusto. Pojawiry sie. odniesienia do bohaterów Dostojewskiego i Camusa, natych-miast z zastrzežcniem, že jednak Malisz nie jest typem czlowieka samošwiado-mego swojego wrzuccnia w šwiat. Nazywano jego przypadek przykladcm du-chowcj patologii, która. jest poražena wspólczesna cywilizacja. Mówiono o ni-hilizmie. O dramacie Nikogo szukajacego czegokoMek w inti$ wszystkiego. Sam Królikiewicz robil sugestie, že jego film to studium egzystencjalnego buntu, z którego rodzi sie. každá emancypaeja spoteezna. Najlepiej stan konsternaeji wyrazil Jerzy Niecikowski, pisza.c. Že každý z widzów odnajdzie w filmie vvlasne lektury i wlasny zakres odniesieň kulturo-wych - polwierdzajac niejako teze. o „amoralnej" przezroczystošci dziela. Ale 76 chyba takže cos innego. Mianowicic to, že wobec pierwotnych žywiolów ludz-kiej nátury i fundamentálnych pytari o istote czlowieczenstwa stajemy jednako-wo bezradní. O czym opowiada Na wylotl Dramat w trzynastu odslonach Na wylot to dramat w trzynastu odslonach. Kazda scéna jest autonomiezna. Poza para. glównych bohaterów z innymi scénami nie laczy jej w zasadzie nic: ani rytm montažu, ani nastroj, ani postaci towarzyszace, ani nawet zwiazki przy-czynowo-skutkowe. Te ostatnie sa. jakby wtórnc wobec obrazu i - zgodnie z autorsky teória, o przestrzeni pozakadrowcj - sa. raczej pochodna. nieustanne-go daženia naszego umysfu do syntézy, scalania rzeczywistošci. Šwiat rozprysl sie. jak stluczone lustro i tylko w popekanych fragmentach odbijaja. sie. strzqpy losu, który bezrozumnie prowadzi do zbrodnii. Odslona pierwsza to chaos pijackíej meliny. Kamera kražy nerwowo wšród me.žczyzn w podkoszulkach i roznegližowanych paň wa_tpliwcj úrody. Ktoš do-maga sie. muzyki. W kacie przypadkowo napotykamy Aim% przyszía. žone. Ma-lisza, która nie bardzo znajduje siq w calym harmidrze. Malisz jeszcze jej nie zna, przyszedř tu z inna. kobieta. On tež nie bardzo pasuje do tutejszego šrodowi-ska - w miarq schludny, ubraný, niesmiato odpiera natarczywe zadania, by za-gral na gitarze. Groža. mu wyrzuceniem przez okno. Piosenka ze zdartej plyty troche. lagodzi atmosfére.. Jakiá mqžczyzna bezceremonialnie obejmuje kobiecq Malisza. W zasadzie domyšlamy siq tylko, co sie. wydarzylo. Pozomic przypadkowy obraz i strzqpy dialogu tworza. wraženie dokumentu, w którym nie wszystko udalo sie. operatorowi utrwalié na tašmie. Pozostaje wraženie mroku i niebez-piecznej poufalošci. Može dlatego, že nie mamy przed soba. bohatera dobrze skontrastowanego z tlem (jak byloby w fabule), nie od razu zadajemy sobie pýtanie: co on ru wlašciwie robi? Czego szuka artysta nieudacznik wšród miej-skiej žulerii, której zreszta. nie jest w stanie niezym zaimponowač? Pýtanie to stanic sie. wyrazistsze w zderzeniu ze scéna, druga., która jeszcze bardziej ujawní jego paradoksalnošč. Odslona druga to wspanialošé i chlód irmego šwiata - šwiata krakowskiej socjety. Bialc sukienki dziewcza.t przy stepuj acych do pierwszej komunii, reno-ma solidnego zakladu fotografieznego, dystynkeja i kurtuazja. Malisz kre.ci siq niepewnie w tle z glupkowatym ušmiechem, który ma nadač jego ftzjonomii sympatyczniejszy wyraz. To ze wzgledu na klientów - tlumaezy mu pryncypa-lowa. Szefowa podezas rozmowy, która odbywa sie na zapleezu, w ciemni foto-grafieznej, jest jak zwykle uprzejma, lecz nieprzejednana. Maliszowi trudno zro-zumiec, dlaczego wyrzuca go z pracy. Przeciež on chcialby naležeó do tego šwiata. Czy ona tego nie widzi? Ale czy on do tego šwiata pasuje - nie tylko zreszta. ješli chôdzi o aparycjq? Znowu dokonuje pewnej nadinterpretaeji. Przeciež tqsknoty Malisza nie widaé. Broni siq tylko šmiesznymi argumentami spoza kádru, które tym samým traca. na znaezeniu. A szefowa nie šmie spojrzeŕmu w oezy (može i tak musi dokonač redukeji w zakladzic?) i oglasza feralny wyrok. 77 JERZY USZYNSKI W tej scenie kádry sa. jasne i došč stabilne. Mieszczaňski šwíat jest niewzru-szony. Tylko w ciemni fotograficznej cos przeslania glówny plan, w którym elegancka kobieta stoi plecami do niewidocznego bohatera. To zderzenie ujaw-nia innaj oprócz stabilnosti, ccchq šwiata, do którego aspiruje Malisz - pewna. oblude, niechec do žywiolowych reakcji. Odslona trzecia to przebudzenie po pijackiej nocy. Obiektem zainlereso-wania režysera stáje siq Ania. Chwiejny chod kamery i dolegliwa muzyka pote-guja. halucynacyjne wraženie, jakie wywiera ta scéna. Bohaterka poprawia wy-miete odzienie. Skrzyp grzebienia rozczesujacego wlosy jest nienaturalnie glošny. Za to zupetnie nie stychač uderzeň zacišnieta. piqšcia. o blat. To próbka surrealizmu. A može to juž jakiš póžniejszy dzieň? Zaskakujaca jest zlošč, która towarzy-szy porannej toalecie Ani. Czlowiek na kacu jest raczej bezwolny - obolary, lccz pogodzony z losem. W tym przypadku bohaterce towarzysza. nie tyle po-ranne wyrzuty sumienia, ile jakiá wszechobejmujacy, egzystencjalny ból. To niemy bunt przeciw wtasnemu losowi. Znowu szlagier ze zdartej plyty íagodzi atmosferq. I w tym rnomencic bez-szelestnie wytania sie zza piotu Malisz. Ruchliwa dotad kamera zatrzymuje sie. w planie ogólnym. Po to, by zaraz przeniešč sie za dwojgiem bohaterów do košcioia. Twarz modlacego sie. Malisza. Ješli jest to uroczystošč šlubna, to jest ona nad wyraz skromná. Kolejná sekwencja to prawdziwy majstersztyk montažu wewnatrzkadrowe-go. Skladá sie; z cztcrech ujqč (w zasadzie z trzech, bowiem ostatnie ujqcie mil-czacej Ani wyniklo chyba tylko z koniecznošci skrócenia dojazdu od planu ogólnego). Rozpoczyna ja. jazgot mechanicznej maszynerii i widok dwóch mi-niaturowych postaci we wnqtrzu ogromnego gmachu. Kamera plynnie wznosi sie w okratowanym szybie windy do góry. Ciqcie montažowe jest prawie niewidoczne. Bieganina po krqtych korytarzach. Zjazd winda. na parter. To wszystko przy akompaniamencie wznioslej muzyki. Muzyki niebios. Nie wiem, co lepiej mogloby oddač nadzieje Malisza i jednoczešnie pychq artysty majacego wygórowane mniemanie o sobie. Ewentualny pracodawca zwraca jednak Maliszowi teczke. z nieudolnymi szkicami. Surrealny, spotegowany jazgot maszynerii to metaforyczny powrót na ziemiq. Wywohije on wšcieklošč bohatera, który (jak Chruszczow na forum ONZ) grozi swojemu rozmówcy bu-tem. Tak wyglada wqdrówka w poszukiwaniu pracy z subiektywnego punktu widzcnia '. Nastqpne ujqcie obiektywizuje nasze vvraženia. W planie stabilným i jasným - podobným ternu, co ogladamy w zakladzie fotograficznym - szef pracowni architektonicznej zdecydowanie odrzuca bazgrořy artysty. W solidným šwiecie dobrego rzemiosla nie ma miejsca dla nieudacznika. Architekt nie szepcze jak davvna pryncypalowa; on swoje racje i swoje oburzenie wyraža krzykiem. Czyž-by Malisz, przychodzac do niego, byl až tak bezczelny? A može, skoro nic go nie laczy z nieudacznikiem, architekt nie musi skrywaé niecheci za maska, uprzej-mego chlodu? Odstona piata - malžeňska sprzeczka w bezludnym parku. Ona nadchodzi z daleka. On kreci sie. na lawce, jest wšciekly. Ona przyglada sie. jego szkicom. Niečo podcjrzliwie, jakby zaczqlo docieraé do niej, že ewentualni pracodawcy Hů WY10T, KRÓUKIEWICI, 1973 maja. racjq. Jak zwykle jednak nie nie mówi. A može nie jest to wažne wobec potegi jej uczuó, które wyražaja. sie w prostým geácie podania me_žowi kanapki? Zostaje jednak odrzucona, Szarpaninic towarzysza. (z offu) gwizdy, jakimi kibice na stadionie kwituja. faul. Tých dwoje rozchodzi sie.. Pojedynczo wracaja. do pustej lawki i znów odchodz% rozmijaja.c sie. nieustannie. Nie wiem dlaczego, ale calošč sprawia wraženie cmentamego smutku. Dwoje maleňkich ludzi miota siq w o wiele za dužym dla nich pejzažu. Ich topografiez-na bezdomnošč wspólbrzmi z bezdomnošciq duchowa.. Dom bowiem to nie tylko fizyczne schronienie, ale i raetafizyczne cieplo, wiež z drugim cztowiekiem. A ta za chwile. može ulec zupelnemu zerwaniu. Szósta sekwencja to kontynuacja watíoi bezdomnošci. Skladá sie. na nia. jeden master shot z kilkoma przebitkami na detale paleów nerwowo stukaja.cych o blat stolu. Zaczyna sie. sielanka. dwojga ubogich. Ona, siedzac przy stole, maluje nutki. On rozámiesza jq_ sztubackimi žartami. Schronienie, jakie znaležli, pogodzilo oboje malžonków. Zagroženie przychodzi z zewna.trz. Brat Malisza wtargnal jak burza, dažy do awantury. On wie, že žycie jest pelne znoju i nawet na tak skromne schronienie, jakim jest mieszkanie u matki, trzeba sobic zashižyé. Nie wspólezuje on nieudacznikowi, nie próbuje nawet zrozumieč. Nic z rodzinnych uezuč. Tylko zapiekla zlošč kogoš, kto czuje sie. wykorzystany, oszukany przez los - a symbolem tego losu jest brat pasožyt, który na dodatek sprowadzil do domu dziwke, z krakowskich Plánt. Krzykiem prowokuje go do tcgo, by siq wy-niósl. Malisz nawet nie odpiera ataków rozjuszonego brata. Anna, w bezsilnej wácieklošci, rzuca sie na agresora z piqšciami. Ježeli dota.d Malisz nie mógl znaležč wlasnego miejsca w otaczajacym šwiecie, to teraz utracil jedyny punkt oparcia, jaki - mimo wszystko - byl mu dany. Zostal wydziedziczony, pozbawiony domu rodzinnego. Stal siq nikim. A prze-ciež - jak inni - nadal jest istota, ludzka.. Odslona siódma - z dzwonami - to wizualny zápis niepokoju. Mežczyžni, pod czujnym spojrzeniem košcielnego, szarpia. za sznury. Džwiek dzwonów -prawdopodobnie - niesie daleko poza waskie szczeliny okien wiežy (pejzažu nie widač), za to na pewno - mocno rozlega siq w ciasnym wnqtrzu. Oglusza, oszalamia, upaja. Može to namiastka wiecznošci, czegoš wiclkiego w žyciu ob-dartusów wynajqtych do szarpania lin. Može, na odwrót, wyraža jakieš niezde-finiowane szaleňstwo, które towarzyszy ich žyciu, ujawnia wewnetrzne rozdy-gotanie, kanalizuje frustracjq, która znalazíszy sobie inne ujšcie, moglaby byč niebezpieczna. Petno w tej scenie ruchu, który wyrywa siq poza granice kádru; jako widzowie jestešmy skazani na ogla_danie tylko detali, strzepów obiektów i ludzi. Malisz przylqcza sie do tego rytuatu. On tež ma duszq, tež jest istota, ludzka^ zdolna. do uniesieh. Po chwili, radošnie uczepiony sznura, kolysze siq w górq, w dót. W tie kilka razy pojawia siq twarz žony. Wspomnienie? Projekcja pod-šwiadomošci? A može po prostu, jak niegdyš w parku, przyniosla mežowi kanapki? Odslona ôsma - próba samobójeza. Wbrew pozorom jest to najradošniejsza, najbardziej optymistyczna secna w calym filmie. Znów zmiana faktury, wizual-nej materii. Tym razem Królikiewicz postanowil zostaé mistrzem starego kina, 78 79 JER2Y USZYŇSKI czlowiekiem, który jakby odkrywa podstawowe zásady filmowej gramatyki i skladní - wynajduje „znaczace" zblíženia, montáž równolegíy potegujacy dramaturgie zdarzeň itp. My, widzowic, mamy przyswojony ten šwiat znaków; czu-jemy sie. bezpiceznie :. Može dlatego koncentrujemy uwagtj na czym innym - na psychologii, na relacjach mie.dzy bohaterami. Režyser po raz pierwszy ujawnil, že jego bohaterowie maja. duszq, sq. wražliwi. Analiza behawioralna ustapila miejsca introspekeji. Malisz w uroczystym nástroju rozkladá na trawie obrus. Rozbiera sie.. Wyj-muje z kieszeni list i starannie skladá marynarke.. Kladzie sie na nasypie kolejo-wym, jakby chcial odpoezač. Dopicro po chwili zaczynamy kojarzyč, že nie jest to opowiešč o majówce. I zdumiewa nas premedytacja jego wczešniejszych przy-gotowaň. Dia czlowieka ubogiego odšwiqtne ubranie ma przeciež duža. wartošč, on nie chce go zniszczyč. Czeka cierpliwie na šmierč, rozplaszczony na ziemi. Jedynie duze palce stop stereza. nad linia. szyn. Wiejski pejzaž kontrastuje z klaustrofobiczna atmosféry miasta. Šwiat jest tak piejeny, že nie možemy uwierzyč, iž bohater podjaj tragiezna decyzjq. Ania, która pojawia sie. w kadrze, równiež nie wierzy. Laskocze go sloníka w pode-szwy, Ušmiecha sie.. Jest w tym uámiechu czulošč i cierpliwošč žony, która przy-wykla do me.žowskich fanaberii. Detal stop w butach na wysokich obeasach, które zwiewnie stajjaja. po torach. Ania - mimo grobowego bezruchu meža -czuje sie. bezpiecznie, može oddalió sie. na przechadzke.. Widz zostaje ušpiony. Po to tylko, by zaraz potem wziač udzial w klasyeznej gonitwie z ezasem -jak w fílmach Griffitha. Twarz Ani przy szynach. Odlegry srukot pociaj*u. Ko-bieta zrywa sie_, biegnie. Loskot jest coraz bližszy. Kobieta z trudem šcia.ga bez-wiadne cialo z nasypu. Poci^g wytania sie. zza zakre.ru. Pnzeježdža po obrusie, rozrywajac go kolami na strzepy. To juž známy. Nic jestešmy zaskoezeni. Nasz strach ma charakter „kinema-tografiezny", miešci sie. w ustalonych regulach przedstawienia. Wbrew pozo-rom ta scéna ma jednak ogromne konsekwencjc emocjonalne. Po raz pierwszy zaczynamy žywič bezinteresown